Jak już wiecie, uganianie się za burzami to łagodnie mówiąc dość specyficzna forma spędzania wolnego czasu. Zamiast oglądać skutki żywiołu w telewizji, popijając przy tym zimne piwko, wolimy wjechać w żywioł narażając auto na grad, latające gałęzie, a samych siebie na wyładowania atmosferyczne. Choć auto jest teoretycznie miejscem bezpiecznym w kontekście wyładowań, to nie oszukujmy się, nie robimy zdjęć z samochodu. Mówiąc o żywiole, mam na myśli właściwie pojedyncze incydenty. Większość wyjazdów to tak naprawdę próby uchwycenia czegokolwiek. W końcu naprawdę gwałtowne zjawiska występują na Pomorzu dość rzadko, a tym bardziej nie ma się co porównywać do łowców, którzy polują chociażby na tornada w Ameryce Północnej. Ponadto staliśmy się właściwie “lokalesami”, którzy działają wyłącznie na swoim terenie, a więc stosunkowo niedaleko miejsca zamieszkania. Dawniejsze uganianie się za burzami po kraju to już historia, choć ciężko powiedzieć z czego to wynika. Zapewne z braku czasu i coraz większych kosztów życia.
Zderzenie z rzeczywistością
Podstawowym problemem, z którym zderza się każdy pracujący człowiek mający jakieś pasje jest czas, a właściwie jego brak. W porównaniu do zeszłego sezonu, ten naprawdę obfituje w zjawiska burzowe. Mimo wszystko, nie zawsze idzie zgrać ze sobą nasze grafiki i nie zawsze mamy możliwość jechać w pogoń za tymi zjawiskami. O ile osobiście miałem w tym sezonie już 3 nocne burze na wyciągnięcie ręki, to co z tego, skoro o 4 nad ranem czekał na mnie już dźwięk budzika, który miał przypomnieć mi, że poza pasją, mam wobec życia też pewne obowiązki.

Może się wydawać, że brzmi to wszystko dość pesymistycznie, lecz można znaleźć w tym i plusy. Nieregularna praca każdego z nas umożliwia nam niekiedy wyjazd w środku tygodnia i to jeszcze przed godzinami szczytu. Pracując do 16:00 o wyjeździe na burze wielokrotnie mogłem zapomnieć. Po pierwsze, jest to pora w której burze są już zwykle mocno rozwinięte, po drugie trójmiejskie okolice o ile nie obfitują w zjawiska burzowe, to obfitują za to w zatory drogowe i liczne wypadki, które te zatory jeszcze potęgują. Wydostanie się stąd w pewnych godzinach graniczy z cudem. Tym razem miało się jednak udać..
Kierunek Rusocin
Śledząc wyliczenia modeli na ubiegły wtorek, już w poprzedzający zdarzenia weekend wiedzieliśmy, że nic nas nie powstrzyma przed kolejnym tego sezonu wyjazdem. Początkowo nic nie wskazywało na to, że będzie to aż tak niszczący incydent. Owszem, prognozy wyglądały groźnie, ale nie oszukujmy się, nie raz już podobnie wyglądały. Mieliśmy mieszane uczucia co do miejsca, w które się udamy. Pewne było, że musimy uciec jak najdalej od Trójmiasta, które skutecznie uniemożliwia swobodne przemieszczanie się. Jako łowcy z Pomorza nie mamy tak właściwie zbyt wielu możliwości. Przeważający obszar Kaszub to tereny mocno zalesione, wiele dróg otoczonych jest drzewami, polne drogi to często prywatne dojazdy do posesji, a ponadto jest to też obszar silnie zakorkowany. Najpierw skontaktowałem się z Tomkiem, rozważając wyjazd w kierunku Pucka. Droga województwa numer 213 umożliwia swobodne przemieszczanie się na zachód, co dałoby nam możliwość zbliżenia się do nacierającego układu. Mimo wszystko tam, ewentualny układ mógłby dotrzeć już mocno rozwinięty, co przy tak dużej wodności atmosfery, mogłoby się skończyć przysłowiową “szarą masą”, której obecność skutkuje zwykle tym, że nie mamy po co nawet wyciągać aparatów. Finalnie stanęło na stały punkt obserwacyjny. Jeśli śledzicie nas już trochę czasu to wiecie, że punktem tym jest Rusocin.

Nie tracąc czasu na jazdę po Trójmieście, umówiliśmy się z Tomkiem, że odbiorę go z Matarni, gdzie miał dotrzeć opóźnionym “Polregio”. Stamtąd mogliśmy szybko dostać się na obwodnicę i uciec z niej jeszcze przed godzinami szczytu. Skontaktowaliśmy się oczywiście z naszym stałym partnerem pościgowym – Dawidem, który jednak miał odebrać auto od mechanika i nie mógł tego dnia z nami wyruszyć – przynajmniej tak zdeklarował. Przemieściliśmy się więc w rejon Rusocina we dwójkę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
"Jadę z Wami"
Stojąc w pobliżu Rusocina, obserwowaliśmy rozwijające się nad głową Cumulunimbusy i w oczekiwaniu na potencjalne burze z Borów Tucholskich biliśmy się z myślami. Nowe komórki, wybuchające przed nacierającym układem po pierwsze “zżerają” mu energię do dalszego napędzania się, po drugie skutkują rozwojem tzw. szarej masy, o której wspomniałem wyżej. My, jako ludzie dokumentujący ciekawe zjawiska, chcemy być jednak przed burzami, a stanie w ulewie najzwyczajniej w świecie uniemożliwia dokumentacje tych co prawda niebezpiecznych, ale jakże pięknych zjawisk.
Okolic Rusocina nie wybieramy przypadkowo. Samo stanie w tym miejscu sprawia, że możemy dokumentować ewentualne zjawiska, nacierające nad Trójmiasto, a ponadto mamy możliwość łatwego przemieszczenia się w teren sprzyjający dokumentacji. Możemy w końcu ruszyć na południe autostradą lub “starą jedynką”, a także na wschód drogą S7 – wymaga to tylko nieznacznego cofnięcia się obwodnicą.
Nasze rozmyślania przerwała wiadomość od Dawida, który napisał, że jedzie do nas i będzie za 30 minut. Po spotkaniu z Dawidem postanowiliśmy podjechać w pobliże drogi S7, stwierdzając, że w obliczu rozwoju nowych komórek w rejonie Trójmiasta, ucieczka na wschód może być dziś dobrym rozwiązaniem. Ruszyliśmy więc w dwudziestominutową podróż do Bystrej…
Kierunek Elbląg
Stojąc w pobliżu drogi S7, przyglądaliśmy się lewoskrętnej superkomórce burzowej, która wkraczała nad Kwidzyn. Jest to ta “zdradziecka” forma komórek, które tworzą się niekiedy przed układami burzowymi, wędrują wręcz prostopadle do ich kierunku przemieszczania się i powodują czasami największe zniszczenia. Cechuje je izolowana postać, środowisko wysokiej chwiejności termodynamicznej (energia nie jest jeszcze zjedzona przez układ) oraz często obecność suchego powietrza w dolnej troposferze. To idealny przepis na gwałtowne porywy wiatru. Tym razem nie było inaczej.

Jednocześnie nad naszymi głowami rozwijały się coraz to “świeższe” komórki, a jedna z nich miała za chwilę uderzyć w Trójmiasto. O tym jednak nie wiedzieliśmy, a chcąc mieć jeszcze chociaż garstkę nadziei na udane łowy, postanowiliśmy czym prędzej wyjechać ze strefy opadów i spróbować przechwycić czoło zbliżającej się burzy z Kwidzyna. Uwzględniając korzystne warunki do obserwacji, ruszyliśmy drogą S7 na wschód. Po zjeździe na Koszwały dotarło do nas, że wyłania się jakaś ciekawa struktura, jednak wciąż była zbyt blisko nas. Bez zatrzymywania się, a właściwie nawet bez porozumiewania (jechaliśmy w końcu na dwa samochody), zawróciliśmy na pierwszym możliwym rondzie i gnaliśmy dalej, aż do zjazdu na Cedry Małe. Ledwie zdążyliśmy zjechać z ekspresówki a niemal nad naszymi głowami zaczął wyłaniać się zarys chmury szelfowej. Stanęliśmy w pierwszym dogodnym miejscu i wręcz wybiegając z samochodów przystąpiliśmy do dokumentacji.





Po niecałych 10 minutach, postanowiliśmy jechać dalej, dając sobie możliwość wjechania w rdzeń burzy i nagrania tego, co dzieje się w samym jej sercu. O ile burza wkraczając nad powiat nowodworski osłabła, to wciąż pozostawała gwałtowna, a intensywne opady i wiatr znacznie utrudniały jazdę. Po krótkim “lajwie”, który przeprowadziliśmy na naszym Facebooku, zjechaliśmy na stację benzynową w rejonie Nowego Dworu Gdańskiego. Tam też zapadła pierwsza i zarazem ostatnia błędna decyzja tego dnia. Wsiedliśmy w auta i pojechaliśmy w kierunku Pasłęka, chcąc wyprzedzić kolejne burze, dokładnie te, które zmierzały do nas z Borów Tucholskich. Po dojeździe na miejsce, naszym oczom ukazało się coś absolutnie paskudnego, a zbliżające się wyładowania, w obliczu wczesnej pory uniemożliwiającej ich dokumentację, zaważyły nad naszym powrotem do domu.

Po powrocie do Trójmiasta, wykonaliśmy jeszcze kilka zdjęć szkód, jednak dopiero w domach dotarło do nas, jakie szkody tego dnia burze wyrządziły. Nie było więc czasu aby odpocząć, stąd Tomek przystąpił do gromadzenia materiałów od Was, a ja błądząc jeszcze myślami w okolicach S7, do analizy tego, z czym mieliśmy do czynienia…

Opracowanie: Bartłomiej Zastawny
1 Comment
Głośny Bizon · 18 lipca 2024 at 22:09
Pruszcz Gdański pozdrawia ❤️